Agata Wojno – Published 01/19

 

Naucz się mówić „nie” w kwestiach dla ciebie ważnych.

 

          Jak to na początku roku bywa (i ja ten trend zwyczajnie uwielbiam!), dobrze jest mówić, myśleć i wprowadzać w życie zmiany, bo jak nie na początku roku, to kiedy? Już od lat prowadzę zajęcia fitness, aktualnie w Shaker Heights Recreation Department. Od lat spotykam się z kobietami, które usiłują dbać o swoją figurę i żyć zdrowo. Sama też usiłuję zachować te same standardy, bo jak się jest trenerką, to wcale nie znaczy, że się już nie prowadzi swojej własnej wewnętrznej batalii o figurę. Nie jestem wcale inna niż uczestniczki moich fitness klas! Mam gorsze i lepsze dni i czasem też nie chce mi się ćwiczyć! Ale wiem, że liczy się to co robię regularnie, a nade wszystko to… co regularnie wkładam sobie na talerz. A ludzie przychodzą do mnie na zajęcia i narzekają, najbardziej narzekają na to, że jak już coś zaczynają ze sobą robić, to się szybko zniechęcają, bo nie widzą rezultatów. Próbują ćwiczyć, robią nawet kilka treningów, zmieniają dietę, nie kupują słodyczy… a po kilku dniach wszystko wraca do starego trybu, bo „zgrzeszyli” i zaczynają jeść jak wcześniej, bo przecież wysiłek włożony w dany dzień już i tak się nie liczy. Zawsze obwiniają wtedy siebie i zaczynają wymyślać wymówki: „bo ja nie potrafię”, „bo ja nie jestem takim typem jak ty”, „bo ja po prostu się do tego nie nadaję”. Narzekanie jeszcze nie jest takie najgorsze, najgorsze jest kiedy, pani przychodzi, zaczyna ćwiczyć, zapala się do zmiany, poci się i sapie i… się poddaje. Bo wmówiła sobie, że i tak nic się nie zmieni, bo ona „się do tego nie nadaje”. Dobra wiadomość jest taka, że wszystkie się do tego nadajemy, tylko nie wszystkie jeszcze nauczyłyśmy się, jak mówić „nie”…

          W zmianie trybu życia największym problemem nie jest to, że tobie się nie chce: na początku przecież masz na to ochotę. Masz motywację, zapał, planujesz sobie co zjesz jutro, zapisujesz się na pięć treningów pod rząd. Problem polega na tym, że ty zmieniasz styl życia, a całe twoje otoczenie nie.

          Wyobraźcie sobie taki scenariusz: postanawiacie z dnia na dzień, że zmieniacie swoje życie. Wiecie, dieta, sport, 5 posiłków dziennie i te sprawy. Idziecie na wielkie zakupy, w trakcie których – według zaleceń połowy internetu – kupujecie tonę warzyw, chudego mięsa i ciemnego chleba. Zapisujecie się na siłownię, w piekarniku robicie już super zdrowe chipsy z kale, a w międzyczasie przeglądacie strony internetowe w poszukiwaniu nowych ciuchów do ćwiczeń. I nagle dostajecie telefon od znajomego. „Idziemy na piwo/pizzę?”. Nawet chwili się nie wahacie i odpowiadacie: „tak, pewnie!”. No i tak to się zaczyna…
Po pizzy/piwie nachodzą nas wyrzuty sumienia – mieliśmy przecież jeść zdrowo! Ale skoro już wypiliśmy jedno piwo czy zjedliśmy kawałek pizzy, to przecież dzisiejszy dzień już jest „nieważny” – możemy więc zjeść jeszcze więcej i zacząć od jutra… Nadchodzi jutro, jesteście od rana super fit, mija dzień i kolejny telefon od znajomego – „idziemy na lody?” Co odpowiadasz? Oczywiście, że TAK.

          To już jest jasne: twoje środowisko się do ciebie nie dostosuje, więc ty próbujesz dostosować się do nich. Twój mąż/partner, twoje dzieci i znajomi mają „głęboko gdzieś” twoje postanowienia. I chociaż chcesz żyć zdrowo, to nieumiejętność mówienia „nie” i fakt, że ci obok ciebie nie chcą być fit, powoduje, że tobie się nie udaje i dlatego właśnie co chwila zaczynasz od nowa i nie widzisz żadnych efektów swoich starań. Często jest też tak, że ludzie po prostu nie rozumieją słowa „nie”. Ty mówisz: „nie, dziękuję, nie piję dzisiaj, bo trenuję”, a oni odpowiadają: „no daaaaawaj, co ci szkodzi, daj spokój, skoro trenujesz, to przecież to wybiegasz”. Albo informujesz ich, że nie zjesz dzisiaj ciasta, bo próbujesz zgubić kilogramy, na co słyszysz: „a z czego ty chcesz chudnąć? A daj spokój, zaczniesz od jutra!”…

          I znów ulegasz. W takim cyklu wpadamy w błędne koło: próbujesz jeść zdrowo – ulegasz wszystkim innym: jesz z nimi obiadki, ciasta, pijesz piwo – zaczynasz od nowa – nie masz efektów – próbujesz jeść zdrowo. Można oszaleć. Co więcej, można zacząć mieć gorszą samoocenę, bo przecież widzisz te wszystkie trenerki, fit laseczki i cudowne posiłki w sieci i myślisz: „dlaczego one mogą, a ja nie?”A odpowiedź jest prosta – biesiadny styl życia nie idzie w parze z dobrą figurą. A jak jeszcze do tego trafi ci się uparty mąż, który bez schabowego nie wyobraża sobie obiadu, to już w ogóle przepadłaś. Ale to temat na inną okazję… kotlet schabowy na polskim stole wyzwala bowiem we mnie szereg impulsów, które mnożą w głowie tematy na całą książkę, a nie na tenże oto króciutki felietonik.

          Najłatwiej byłoby powiedzieć: to zmień znajomych na takich, którzy są fit. Ale dajcie spokój – przecież to głupota. (Męża zresztą z domu nie wyrzucisz, tylko dlatego, że lubi piwko i schabowego…a może powinnaś?) Nie trzeba zmieniać innych ludzi, trzeba postawić granice. I nauczyć się mówić: „nie, dziękuję!”

          Asertywność jest niebywale trudna – chyba mogę śmiało powiedzieć, że większość osób ma z tym problem. Często nie chcemy nikogo urazić, rozpoczynać trudnej dyskusji. Musisz jednak zrozumieć, że skoro ty szanujesz czyjeś wybory (idziesz do baru ze znajomymi, którzy chcą się napić, chociaż ty nie chcesz; siedzisz z kimś w fast-foodzie, bo miał ochotę na hamburgera), to ty też zasługujesz na szacunek i na to, żeby ludzie respektowali twoje zdanie. Jeżeli mówisz nie, to nie. Nie bój się postawić i nie bój się dokonać wyboru, który nie jest popularny – tylko tak można żyć w zgodzie z samym sobą. Nie masz przecież wcale ochoty na procenty i dodatkowo wiesz, że zniweluje to twoje efekty ćwiczeń!

          Musisz pamiętać, że należy ci się szacunek, tak jak każdemu innemu człowiekowi. Nie pozwól ludziom wejść ci na głowę. Pamiętaj, że bez wyznaczania granic, trudno cokolwiek osiągnąć. Jeśli pozwalasz się na wszystko namówić, bo głupio ci odmówić – nigdy nie zobaczysz żadnych efektów i nie poprawisz swojego zdrowia, czy figury. Nie chodzi o to, by się całkowicie odcinać, nigdy już nie pić, nie jeść słodyczy, nie wyskoczyć na hamburgera – NIE. Chodzi o to, że jak już chcesz zjeść coś niezdrowego czy opuścić trening, to zrób to wtedy, kiedy TY tego potrzebujesz i TY masz na to ochotę – a nie z powodu innych, którzy tego oczekują, bo sami TEGO nie robią.

To nie „oni” będą mieć na drugi dzień wyrzuty sumienia, tylko ty. Warto o tym pamiętać.

 

Powodzenia w noworocznych postanowieniach dbania o swoje zdrowie i swój wygląd życzy wszystkim,

 

Agata Wojno