Agata Wojno – Published 03 TO 04/18

 

 

Irytuje mnie niezmiernie, kiedy ktoś wciąż, przy byle jakiej okazji pyta skąd jestem. Ostatnio znów mi się to przytrafiło, kiedy poprosiłam jegomościa w sklepie, żeby mi pomógł wydobyć torby z zakupami z wózka, a on usłyszawszy mój akcent, oczywiście pyta:

–                    skąd jesteś?

–                    z Polski (odpowiadam, choć wolałabym już tego w kółko nie powtarzać)

–                    A! To kraj Wałęsy! Piękny kraj. Piękny… (zachwyca się jegomość)

Na co ja – dziękuję i oczywiście, że piękny, ale… żeby od razu Wałęsy? –  myślę sobie… I odnotowuję w myślach, że muszę koniecznie opowiedzieć o tym Ryszardowi… Ucieszy się i wykrzyknie swoje:

„ Ha! A nie mówiłem!”

 

Zmiana to jego drugie imię…

Z przyjacielem, z mężczyzną o naturze kobiety, społecznikiem, terapeutą, pracownikiem socjalnym, autorem publikacji naukowych, wykładowcą na Case Western Reserve University (CWRU) – spotkanie z Ryszardem Romaniukiem.

 

Ciepłe, przytulne, nietypowe, zgrabnie zagracone, kolorowe i na swój sposób ekstrawaganckie wnętrze domu Ryszarda i Seana to taka oaza pokoju w której założę się, każdy czuje się swobodnie. Nikt mnie tutaj od dawna już nie traktuje jak gościa, nawet dziki kot łaskawie ignoruje moją obecność, co ponoć nie zdarza mu się w stosunku do innych odwiedzających. Pijemy herbatę. Zawsze wypijamy „morze herbaty”. Zawsze brakuje miętowej… I gaworzymy… Upieram się, żeby Ryszard powiedział coś o polityce, a on niezwykle otwarty, entuzjastyczny i emocjonalny w swoich poglądach, mega zaangażowany w facebookowe dyskusje polityczne, on unika w naszej rozmowie tematu polityki zgrabnie i skutecznie. Ale ostatnie „intrygi” wokół postaci Lecha Wałęsy to temat, który skutecznie podnosi mu ciśnienie i tym razem też Ryszard nie przemilczał: „Wałęsa zawsze będzie dla mnie bohaterem. Gdziekolwiek nie byłem na świecie, zauważyłem, że ludzie oprócz słowa Polska, jeszcze znają Wałęsę! Zatem jeśli teraz Polska chce „wytrzeć” Wałęsę ze wspólnego obrazka to zostanie tylko Polska bez Wałęsy. I to nie będzie ta sama Polska. Jak już jakiemuś Polakowi udało się zaistnieć w świecie, to chcą go zniszczyć. To dla mnie stuprocentowy przykład „samobója” polskiego! – gorączkuje się Ryś – Na ten temat możesz napisać i pół strony! „Unieważnić” Wałęsę, a z Konopnickiej największą poetkę zrobić – taki polski, pożal się Boże przepis na sukces w świecie…” Ryszard to człowiek niezmiernie wrażliwy politycznie. Wprowadzeniem do polityki był dla niego Marzec 1968 roku, kiedy miał 19 lat i to był tak formatywny czas, że czegokolwiek się wtedy nauczył, zostało w słowniku jego wartości na całe życie. Stąd przez całe życie walczy z kłamstwem i niesprawiedliwością dotykającą całych grup społecznych. Podobnie było w 1980 roku, kiedy tak uporczywie walczył w obronie sprawiedliwości, że został przewodniczącym Solidarności swojego instytutu naukowego medycyny doświadczalnej Polskiej Akademi Nauk w Warszawie. Jest bardzo wyczulony na sprawy mniejszościowe, na sprawy „innych” z racji aspektu swego pochodzenia ukraińskiego, który w dawnej Polsce nie pomagał mu w bezbolesnym asymilowaniu społecznym. Wciąż pamięta uszczypliwe komentarze i przezwisko „prawosławny Żyd”. Brzydzi go faszyzm i nacjonalizm. A faszyzm w jego słowniku pojęć to „wszystko to, co jest przeciwko temu, co ja lubię”…

 

Biofizyk; neurofizjolog; pracownik socjalny

 

Specjalizacja Ryszarda Romaniuka była pomyłką, sam wielokrotnie tak twierdzi, gdyż jego pierwszą miłością zawsze była biologia. Kiedy wybierał kierunek studiów, odwrócił się do biologii plecami tylko dlatego, że wszyscy twierdzili: „no co ty nie wygłupiaj się to taki kierunek dla dziewczyn, same baby idą na biologię”. Po raz któryś w życiu Ryszard postanowił, że „nie będzie jak baba”… Skończył fizykę. Biologii nigdy nie przestał kochać… W 1979 roku pracował w Szwecji w Instytucie Neurofizjologii z Antonim DiMarco. Kilka lat później Tony dostał swój własny, pierwszy grant w USA i wtedy zaprosił Rysia do współpracy. I tak oto Ryszard Romaniuk przyleciał do Stanów w 1988 roku tylko „na chwilę”. W międzyczasie w 1989 roku w Polsce wszystko się zmieniło i nauka nie była priorytetem  w zmieniających się warunkach ekonomicznych, a ponieważ mógł zostać dłużej, został. Później znowu został dłużej i dłużej i po latach bez podejmowania decyzji o emigracji, został emigrantem. Nigdy świadomie nie chciał opuścić Polski i zawsze mu jej brakowało.Tym bardziej, że od początku, czyli od 1980 roku był bardzo aktywny w Solidarności i było mu przykro, że będąc tutaj nie jest częścią tych wielkich zmian w kraju. W międzyczasie wszystkie zmiany wokół niego i w nim doprowadziły do tego, że Ryszard zaczął się sam zmieniać i któregoś dnia stwierdził: „nie chcę już pracować w laboratorium. Chcę pracować z ludźmi”. Pracując w CWRU mógł zacząć studiować za darmo i tak oto rozpoczęła się kolejna przygodna na arenie zawodowej – zaczął studiować pracę socjalną. Ze względu na własne, bolesne doświadczenia, głównym punktem jego uwagi była pomoc ludziom z nałogami. Na początku uczył czegoś takiego, jak neurobiologia uzależnień. Później był pracownikiem socjalnym i terapeutą od uzależnień we Free Clinic, Cleveland Clinic i Veteran Affaire Medical Center.

 

Zmiana

 

W którymś momencie swego życia, Ryszard zmienił swoje zwyczaje alkoholowe i po wytrzeźwieniu zaczął życie na własną rękę. Zmienił właściwie wszystko, począwszy od zawodu, poprzez małżeństwo, imię, znajomych, otoczenie, etc. W trakcie tych zmian, powstał internet i tam wśród wielu grup dyskusyjnych zajmujących się sprawami polskimi poznał Seana Martina. Ludzie w reakcji na moją przyjaźń z Ryszardem, często pytają z zabawnym uśmiechem zakłopotania: „to który z nich jest facetem, a który kobietą?” A ja wtedy kręcę głową w geście załamania i odpowiadam: „to nie tak, to zupełnie nie tak”… Bo trzeba poznać Ryszarda i Seana, żeby zrozumieć, że tu nie chodzi o podział ról, ani o standardowe, przypisane nazwy i obowiązki. Ich związek partnerski oparty jest na miłości, wolności i wzajemnym szacunku. Tak jak każdy inny związek. Ryszard z niezmierną intensywnością utożsamia się z prawami kobiet i tłumaczy dlaczego: „jak przeszedłem okres zmian – transformacji, to zrozumiałem swój własny, wpojony seksizm. I zacząłem się więcej i głębiej zastanawiać nad tym, jak w Polsce płcie nawzajem się traktują  i widziałem swoje własne zachowanie podlegające tym stereotypom, no i… nie byłem dumny z tego. Wtedy odkryłem, że wiele z tych zachowań to było robienie z siebie wielkiego mężczyzny, którym nigdy nie byłem. A miałem w sobie wiele zachowań czysto kobiecych. Jak poznałem Seana to owa transformacja pojęć pomogła w tym, że ten związek trwa do dziś. To mój najdłuższy związek w życiu, ponad 20 lat.”

Skoro mowa o zmianie… Ryszard ostatnio dokonał kolejnej drastycznej zmiany, tym razem w jadłospisie. Przestał spożywać wołowinę i wieprzowinę i argumentuje swoją decyzję: „kiedy ludzie mi mówili, że artretyzm się pogarsza od wieprzowiny i wołowiny, to się śmiałem, no bo jak można nie jeść mięsa? Ale kiedy pojechałem do Indii i zobaczyłem, że kilkaset milionów ludzi nie je wołowiny i wieprzowiny i żyje im się dobrze, to stwierdziłem, że i ja mogę. I tak oto nastąpiła moja kolejna metamorfoza. Nie wiem czy się czuję lepiej bez mięsa, za to wiem, że jak je zjem, to się czuję zdecydowanie gorzej. To mi wystarcza.”

Tylko poglądów Ryszard nie zmienia: „ ja nie zmieniam poglądów, ja już nie muszę ich przeżywać, mogę je po prostu mieć. Uspokoiłem się.”

 

Bliska sercu Polonia

 

„Z tym byciem w Polonii, to trochę tak jest, że się odnosi wrażenie, że się jest wśród swoich, tylko ci swoi to… nie z tej strony miedzy”, twierdzi Ryszard. Od lat intensywnie zaangażowany w sprawy Polonii mówi, że: „Polonia jest jak niezorany ugór na którym można i trzeba bardzo dużo zrobić, tylko sił brakuje, bo się utrwalił jeden styl pracy z Polonią i bardzo trudno go zmienić.”

Wiele lat temu, jako nowonarodzony pracownik socjalny, Ryszard chciał pomóc starszym paniom w Polonii, na co starsze panie przyszły i interesowało je jedynie to czy pójdzie z nimi na tańce… Ryszardowi opadły ręce. Starsze panie tańczyły „swego walca”, nie oczekiwały pomocy… Później chciał pomóc panom, co piją. Co za dużo piją. No i panowie… nie przyszli, bo po co? Polacy przecież piją jak Polacy – normalnie, to po co się wtrąca do ich normalnego picia? I wtedy Grażyna Hryniewicz wpadła na pomysł, aby Ryszard pomógł paniom, których mężowie piją. I tak powstała „Porada”, panie przychodziły, rozmawiały, Ryszard słuchał, tłumaczył, prowadził terapię grupową. Panie na szczęście i w efekcie tychże działań podleczyły się, panów „pogoniły” i zajęły się sobą. Czyli warto, warto pomagać Polonii. To, że warto nie znaczy jeszcze, że łatwo. Pomóc alkoholikowi może środowisko, grupy AA i inni alkoholicy, im więcej ludzi zaangażowanych w pomoc, tym lepiej. A w polskim środowisku to każdy mówi: „no jak to, ze mną się nie napijesz?” Ryszard wielokrotnie staje bezradny wobec ogólnie przyjętego stanowiska i utartych zachowań; ludzie do niego dzwonią w rozpaczy i bezradności, pytają, proszą, on tłumaczy, pomaga, radzi. I co? I nic… najczęściej nikt z Polonii nie słucha. Wiedzą lepiej. Ojciec pił, sąsiad pije, to i jemu nie zaszkodzi… a co tam – żyje się raz. I wszyscy to akceptują jako normę. Jako pracownika społecznego interesuje go życie ludzi, którym jest „pod górkę”, co nie znaczy, że każdemu można i da się pomóc.

 

Podróże

 

Ryszard nie lubi być zamknięty w jednym miejscu. Lubi jak się coś dzieje. Musi być w ruchu. Nie lubi podróżować, jak to się kiedyś podróżowało: z „Orbisem”. Jego reguła na zwiedzanie świata, to wyjazd gdzieś w roli wolontariusza. Pracując poznaje ludzi i kraj od środka. Najpierw pracuje i wgłębia się w zwyczaje kraju, później zwiedza i podziwia wszystko, co nowe. Opowiada: „najładniejsza była Gwatemala, najfajniejsza Tanzania, a najciekawsze Indie. Polska… jest w ogóle w innym dziale – ja mieszkam w Polsce, ja do Polski nie podróżuję.” Co ciekawe, pewnego rodzaju formą podróżowania po świecie jest dla niego Cleveland International Film Festival, w którym uczestniczy każdego roku, znikając na ten czas z życia „jak kamfora”. „Film Festival to jak podróżowanie po całym świecie, tylko w pigułce” – mówi. Ryszard był już w tylu zakątkach świata, że jego facebookowy profil jest jak kwiecisty dywan upleciony z przepięknych, różnobarwnych fotografii z najróżniejszych miejsc świata. Tylko pozazdrościć…

 

Koty i kryminały

 

Tak, może niekoniecznie w takiej kolejności, ale kolejność nie jest istotna. Koty… „bo każdy ma swoje słabości” – twierdzi. A kryminały działają na wyobraźnię, wciągają w aferę, odciągają od stresu codzienności. Im lepsza afera tym skuteczniejszy odstresowywacz. Od lat pozostaje wielbicielem Joanny Chmielewskiej, do tego stopnia, że kiedyś znajomi w Warszawie, przyprowadzili autorkę na jego przyjęcie urodzinowe, jako prezent… Koty natomiast, to zupełnie inna bajka. Koty wprowadziły się do jego życia wraz z Seanem i już w nim zostały. W ich garażu jest specjalne miejsce, takie schronisko dla bezdomnych kotów, które schodzą się z okolicy, żeby sobie spokojnie pojeść. Ryszard dokarmia je regularnie. W jego domu grasują dwa koty, jeden – Bury, drugi – (Biały) Nosek i obydwa są ukrywaną słabością Rysia…

 

Emerytura

 

To najlepszy okres w zawodowym życiu Ryszarda. Przeszedł na emeryturę jako pracownik socjalny i teraz, tego wszystkiego co robił przez lata, uczy jako wykładowca na Case University. Fenomenalny sposób na udaną emeryturę, prawda? Zresztą nie wyobrażam sobie Ryszarda na emeryturze, takiej stereotypowej – bez ruchu, pracy i w zawieszeniu – to nie w jego stylu. Nieustannie od niego słyszę: „to ty się starzejesz, ja się nie starzeję”, i… nie wiedzieć czemu nawet mnie to nie złości, podświadomie się z nim zgadzam. A Ryś mówi: „to co dzieje się w tym wieku, to fakt, że ludzie, z którymi się było znikają z wielu powodów i zaczyna z tym być nawet dobrze. Człowiek się uczy, że nie będzie tu i teraz całe życie, że to jest czas, żeby usiąść i się uspokoić, a nie planować życie. Bo ono się już właściwie stało.” Niezrozumiała nostalgia mnie ogarnia, jak tego słucham… Ryszard teraz najbardziej lubi pisać artykuły naukowe do Polski na temat, który w Stanach jest lepiej opracowany niż w Polsce – o terapii zorientowanej na traumę. I może sobie w końcu na to pozwolić, bo ma czas – by dzielić się swoją wiedzą zdobytą tu, z kolegami w Polsce. Ostatnio właśnie napisał dwa artykuły na temat uzależnień wśród kobiet. Bowiem lecznictwo dla kobiet musi być inne niż dla mężczyzn, a ludzie zamieniają w Polsce tylko „on” na „ona” i już myślą, że jest skuteczne dla kobiet.

Na emeryturze  Ryszard ma czas, żeby interesować się Polską i każdego dnia zagląda do internetu i śledzi, co tam się dzieje. Przecież nigdy z tej Polski świadomie nie wyemigrował… Na emeryturze Ryszard ma czas, aby być częścią Kościuszko Foundation, bardzo sobie ceni współpracę z Kathy Farkas, profesorem z Case, która obecnie jest prezydentem Kościuszko Foundation w Ohio. W ogóle ta jego emerytura to „złoty wiek” jakby… to wielkie szczęście móc tak zorganizować sobie życie, żeby na emeryturze wciąż „rozkwitać” w „ogrodzie” swoich zawodowych zainteresowań i życiowych pasji. Żeby być pozytywnie nastawionym do każdego dnia, tak jak Ryszard jest.

 

Marzenia…

 

… „spełniają się właśnie; życzyłbym też moim córkom dobrego życia i żeby nikt w rodzinie nie miał pod górkę…

 

Coż… nie każdy ma w życiu „z górki” tak jakby się wydawało, że ma Ryszard Romaniuk. A może on po prostu tak ma, że „swoje” już przeszedł? A może to kwestia pozytywnego nastawienia do życia? A może bilans doświadczeń? A może to, że pomaga ludziom czyni jego życie wartościowym? W każdym razie coś w Rysiu takiego jest co sprawia, że można go swobodnie nazwać „człowiekiem spełnionym”. A może to dlatego, że on po prostu żyje w zgodzie ze sobą? Nie gra żadnej roli. Nie musi, wie kim jest. Taki wewnętrzny spokój i radość to zdaje się życiowe spełnienie marzeń.