Agata Wojno – Published 09/18

 

O czym powinny rozmawiać „normalne kobiety”?

 

Skąd my to znamy? Z upływu lat? Z życiowego doświadczenia? W którymś momencie życia odkrywamy ze zdziwieniem (albo bez), że mamy określony pogląd na określony temat i że nie po drodze nam z oponentami i…, że niewiele nas obchodzi, co inni sobie pomyślą. Czyżby? Całkiem niedawno usłyszałam zdanie, które „zagotowało mi krew”:

–                    czy ty, Agata, nie możesz rozmawiać na tematy, o których mówią kobiety!

–                    czyli na jakie? – zapytałam

–                    normalne kobiety mówią o pazurkach, kolorach, sukience, kosmetyczce. Tak zwyczajnie. A ty? Zawsze coś drążysz!

I nieważne, że ja „zawsze coś drążę” i że mocniej może niż innych gryzie mnie „robak egzystencjalizmu”. I nieważne nawet, że może nie zawsze powinnam „drążyć”. Ważne jest natomiast to, o czym według mężczyzny mają obowiązek, albo pozwolenie (?), albo przywilej (?) rozmawiać kobiety!

Z doświadczenia wiem, że nie cały rodzaj męski myśli w kategoriach tu przytaczanych. A podkreślam to, żeby uniknąć zarzutu generalizacji, który natychmiast dyskredytuje temat jako „nie warto się przy nim zatrzymywać”. Nawet jeśli tym „porządnym” mężczyznom zdarza się tak pomyśleć czasami, to nie wszyscy głośno wyrażają te myśli. Mojemu zaś koledze (o którym tu mowa), zdarza się to dość regularnie, a jak zwracam mu delikatnie uwagę, że to „z lekka szowinistyczne jest”, to słyszę, że: „nie jestem bynajmniej większym szowinistą niż wszyscy w Polsce”.

Hmm… Myślę… Skąd bierze swoje korzenie pogląd, że kobiety mają rozmawiać na jakieś dozwolone tematy? Powszechnie bezpieczne dla kobiet. Nijakie. Szminki, buciki, kwiatki, czekoladki i pieluchy! Włosy na głowie mi się jeżą, jak myślę skąd to się bierze i dokąd prowadzi. Przecież z takim powszechnym myśleniem, to my (albo oni) jako społeczeństwo wciąż jesteśmy w  lesie. Stąd bliska już droga do ohydnego stwierdzenia: „bo jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije”. Może to akurat, za ostro brzmi i ktoś się oburzy – zaraz, zaraz to już patologia, ja na kobietę ręki nie podnoszę! Naprawdę? I chwała ci za to, bo… mógłyś, tak? A ja mówię, inspirowana tą rozmową i wieloma innymi przykładami zachowań męsko-damskich, że te niby nic nieznaczące, o małej szkodliwości moralnej stwierdzenia typu, że kobiety to powinny rozmawiać na tematy kobiece, bardzo blisko stoją przekonania, że baba to najlepiej nadaje się do garów! To się fachowo nazywa mikroagresja.

Żeby było uczciwie, to ja za taki stan rzeczy, nie winię tylko panów. Z mlekiem matek wyssaliśmy wszyscy te stereotypy zachowań. Gdzieś tkwią w nas od pokoleń. W dużej mierze, to my kobiety, swoją biernością w temacie, brakiem reakcji i akceptacją tych małych, niewinnych powiedzonek, pozwalamy na to, by owe zachowania trwały i się rozprzestrzeniały. To my nie reagujemy, kiedy mężczyźni obok opowiadają dowcipy o głupocie i naiwności kobiet. Milczymy, kiedy padają rubaszne komentarze i sprośne określenia pod naszym adresem – przecież to tylko takie żarty… stare jak świat. To my uśmiechamy się głupkowato, kiedy mężczyźni podnoszą z poirytowaniem głos na nas, wytykając nam jakąś słabość, tak jakby… oni żadnych słabości nie mieli! To my oburzamy się na patologię: bicie, picie, seksualne wykorzystywanie, ale nie widzimy nic zdrożnego w niewinnym żarciku o durnej blondynce, która nie umie dodawać, albo w żarciku typu: „przychodzi baba do lekarza z żabą na głowie…”

 

I to my i tylko my możemy ten stan powszechnego przyzwolenia na podwójne standardy zmienić, kiedy zaczniemy reagować. Kiedy mężczyzna wybucha gniewem, to ma powód, a kiedy kobieta krzyczy, to nie panuje nad emocjami, tak? Kiedy mężczyzna rzuca rakietą na korcie tenisowym, to sędzia jest niesprawiedliwy, a kiedy kobieta, to wariatka?!

 

Jeżeli wciąż będziemy ulegać takim schematom myślenia, to utopimy się w morzu stereotypów i bezsilności. Jeżeli chcesz zmieniać świat, to zacznij od siebie. Dlatego reaguję i dlatego nie dam sobie wmówić o czym mi wypada rozmawiać, a o czym nie mam prawa się wypowiadać.  Nie dam sobie też wmówić, że złą rzeczą jest „drążyć” poważne, trudne tematy. One nie są zarezerwowane tylko dla „logicznych” mężczyzn.