Józef Hart – Published 03/19

TRANSLATE

Rozważania emeryta…
 Siedzę przy kominku (tym przysłowiowym, cieplutkim) i tak sobie myślę: ale mi dobrze, jest co zjeść, dach nad głową (nie przecieka), pełno lektury, nie muszę się martwić co będzie jutro… Czy ja na to zasłużyłem?  Co prawda pracowałem od dwudziestego drugiego roku życia, ale nigdy nam się nie przelewało, i z tym oszczędzaniem różnie bywało, więc jak to jest? I dochodzę do wniosku, że odpowiedź jest chyba dość prosta. Mam szczęście żyć w tym wspaniałym kraju, gdzie emeryci dostają Social Security i Medicare. I chociaż niektórym to się nie podoba, dla mnie jest to zasłużona pomoc na lata emerytury, bez której nie byłoby życia. No i poza tym jeszcze jedno – zawsze z moją towarzyszką życia staraliśmy się nie wydawać więcej niż zarabialiśmy, a jak trzeba było brać na kredyt, to raczej robiliśmy to ostrożnie.                                                  
Siedzę sobie przy kominku i rozpamiętuję jak mnie pytano kiedy przechodziłem na emeryturę – co ty z sobą będziesz robił, czy nie zanudzisz się na śmierć? Okazuje się, że absolutnie nie. Czasu właściwie brakuje na wszystko co chciałbym przeczytać, zobaczyć, zrobić, uporządkować. Może dlatego, że już tak często nie muszę się spieszyć, że powiedzenie „tylko spokojnie” jest dla mnie bardziej aktualne. I tak właściwie nikt mnie już nie goni (oprócz mojego domowego szefa). Tak jak nie tak dawno goniłem prawie bez przerwy czy to za tym, czy za tamtym, to teraz przynajmniej mogę na chwilę usiąść i pomyśleć o tym i o tamtym. A jest o czym myśleć…            Siedzę sobie przy kominku i myślę – czy jak jestem na emeryturze to znaczy, że jestem już stary i niedołężny? Otóż wydaje mi się, że określenie „starość” jest dosyć płynne. Na przykład nawet trzydziestolatek zmęczony życiem może być stary. Z kolei słyszymy o osiemdziesięciolatkach, którzy zachowują się jak trzydziestolatki. Ważne jest prawdopodobnie to co my myślimy o starości. Zawsze uważałem, że w człowieku rozróżnić można trzy główne elementy: głowa (mózg, czyli co wiemy, co myślimy, i co pamiętamy), serce lub dusza (nasze emocje) oraz ciało (nasza funkcjonująca oprawa). Jeżeli chodzi o moje ciało, to najgorzej jest rano kiedy wstaję z łóżka – boli tu i tam, ledwo się ruszam. Ale jak się trochę pogimnastykuję, już jest lepiej, A jak pójdę popływać czy poćwiczyć to o bólu prawie zapominam. Już nie mówiąc o tym, że jak trochę boli, to człowiek wie, że żyje. Z głową jest dużo lepiej. Rozwiązuję zagadki, w brydża mogę ograć prawdopodobnie co najmniej 99% grających, czytam (i rozumiem) co się da… Gorzej trochę z pamięcią. Ale, papier jest ciągle dosyć tani, więc mam zeszyty, notesy, kartki, kalendarze, i wszędzie pełno notatek. Najgorzej jest z tym trzecim elementem. Co raz nachodzi mnie chandra, a na jesieni nawet depresja. I wtedy dobrze jest mieć przy sobie kogoś bliskiego, spotkać się z przyjaciółmi, zobaczyć śmiejące się wnuki, posłuchać dobrej muzyki. Siedzę sobie przy kominku i słucham muzyki. I myślę w jakich to cudownych czasach przyszło nam żyć…Jakieś tam trzysta, czterysta lat temu tylko królowie i arystokracja mogli słuchać muzyki w swoich domach (powiedzmy sobie pałacach) wynajmując orkiestry. Z grubsza sto pięćdziesiąt lat później ludzie mniej zamożni mogli pójść do sali koncertowej (lub operowej) posłuchać orkiestry lub solistów. Sto lat temu można już było słuchać muzyki w domu używając gramofonów na korbkę. Potem jak lawina: elektryczne adaptery, magnetofony, odtwarzacze dyskietek, komputery z YouTube, a nawet słuchawki z bezpośrednim odbiorem. Mogę więc siedzieć w domu i słuchać czego chcę – jazzu, folkloru, klasycznej, oper, rocka… No i zastanawiam się, czy chodzenie na koncerty i występy ma sens, skoro wszystko jest dostępne pod ręką. Ale to już jest temat na następne rozważania…

 

 

 

   Józef Hart