Małgorzata Oleksy – Published 12/16

TRANSLATE

Szuflady pełne skarbów

Ledwo umilkły radosne odgłosy Dnia Dziękczynienia, a na ich miejsce błyskawicznie wkroczyła aura kolejnych kalendarzowych świąt. Najbardziej spieszą się sklepy, które w tradycyjny Black Friday otwierają sezon wielkich zakupów. Poddanych temu zdalnemu sterowaniu ludzi natychmiast ogarnia biała gorączka i pytanie, czy zdążą z przygotowaniami i pakowaniem prezentów. Niemal wszyscy zachęceni zniżkami pędzą do bram sklepów, jak do bram raju, choć czarny kolor słynnego piątku powinien bardziej kojarzyć się z czymś zupełnie przeciwnym, prawda?

 Zewsząd rozbrzmiewa świąteczna muzyka, której nadmiar czasem wywołuje odruch odwrotny od zamierzonego, migoczą choinki i dekoracje, dzwonią dzwoneczki, a ludzie reagują na te bodźce na przeróżne sposoby….

I tu się zatrzymam, mimo że mogłabym dalej pisać o zgubnej tendencji nadmiernych zakupów, o zamienianiu Bożego Narodzenia w plastikowy śmietnik, o wszechobecnym przesycie, który prowadzi do zmęczenia i duchowej pustki, o totalnej komercjalizacji, o nachalnej poprawności politycznej, która zakleja ludziom usta, gdyż boi się religijnego przekazu i chce, aby w tej szczególnej porze narodziło się wszystko, byle to nie był Chrystus….

  Stop!! Szeroko otwieram oczy. Zatrzymuję się na chwilę, żeby nie stracić dobrego kąta widzenia. Tłum rozgorączkowanych konsumentów i handlarzy ominął mnie szerokim łukiem. Nie martwi mnie to. Ktoś przebrany za sympatycznego, śniegowego bałwana spróbował raz jeszcze zaciągnąć mnie do kolejki po jakąś rzecz, taką w rodzaju – Kup mnie, a drugą rzecz dostaniesz za darmo!  Omijam bałwana i na odchodne rzucam mu uśmiechnięte – Merry Christmas!

Wyłączam komputer i TV, wyciągam z uszu słuchawki, zapominam, gdzie mam telefon komórkowy….Myślami przenoszę się do tych miejsc najskrytszych, w których drzemie sens minionych i nadchodzących świętowań i gdzie leży drogocenna tkanina serdecznych emocji i najczystszych pragnień. Wyjmuję tę tkaninę z szuflady pamięci i tęsknoty, a ona w jednej sekundzie rozwija się przede mną niczym wzorzysty dywan prowadzący do dzieciństwa, Ojczyzny, do najbliższych ludzi, których grono kurczy się w miarę upływu kolejnych Swiąt…

Nagle przenoszę się w czasie i staję się małą dziewczynką. Jakby nigdy nic zasiadam przy świątecznym stole w moim rodzinnym domu w Polsce. Choinka, którą ubrałam z tatą w wigilijny poranek, pachnie bardzo intensywnie, a kolorowe bombki i cukierki zapraszają do bajek i opowieści, zwłaszcza tych zasłyszanych od mojej babci Wiktorii.

Tak, babcia jest mistrzynią w opowiadaniu historii prawdziwych i …tych mniej prawdziwych. Nie raz przenosi mnie w barwne czasy swego dzieciństwa, do ulubionych książek, modlitw i wiejskich dziejów przekazywanych z ust do ust. Potrafi odmalować obrazy z okresu II wojny światowej, gdy jako świeżo upieczona mężatka i matka drżała o życie pierworodnej, narodzonej we wrześniu 1939 roku Marysi – mojej Mamy. Słucham o tym, jak babcia długo czekała na powrót swego męża z kampanii wrześniowej, jak przeżywała głód i smutne, okupacyjne wigilie, jak to cudem uratowała się przed wywózką na roboty do Niemiec, jak pod koniec wojny płonęła wieś, a ona musiała zanurzyć w Wiśle kilkuletnią Marysię, gdyż jej włosy stanęły w ogniu… To babcia uczy mnie wielu tradycji, to z nią szukam na niebie pierwszej gwiazdki w wigilijny wieczór, a o północy odwiedzam zwierzęta w stajni, by usłyszeć, co mają ludziom do powiedzenia…

…Nagle dziadziuś woła mnie na chwilę! Wręcza mi pęk sianka, a sam trzyma okazałą wiązankę suchych zbóż, zebranych jego pracowitą dłonią w czasie letnich żniw. Co roku mam do spełnienia szczególną misję – tuż przed wigilijną wieczerzą muszę wejść do pomieszczenia, gdzie przebywa reszta domowników, pochwalić Boga i ułożyć sianko na stole, a dziadziuś zaraz po tym ustawia w rogu pokoju tę wiązankę zbóż na znak podziękowania dla Stwórcy.

 Stół nakryty jest białym obrusem. Pachnie sernik i makowiec, które to mozolnie ucierałam razem z Mamą, pierniczki cieszą oko lukrowymi dekoracjami, postny barszcz nabiera rumieńców, karp tężeje w galarecie, a suszone grzyby zarażają kapustę zapachem leśnego bogactwa. Z podziwem spoglądam na Mamę. To Ona, mimo że prawie wszystko w sklepach jest na kartki, a półki sklepowe nierzadko świecą pustką, potrafi zawsze wyczarować smaczne potrawy i cudowną atmosferę. To niewątpliwie odwieczna domena polskich kobiet. W czasach PRL i nie tylko to one w zaciszu domowych gospodarstw ofiarnie dbały o byt i dobro swych rodzin.

 Na stole niczego nie brakuje. Nawet jest jedno wolne nakrycie dla nieznanego wędrowca.  Co roku napełniam to miejsce myślami i wyobrażeniami… A jeśli ktoś się pojawi?… Może dorzuci jakieś ciekawe historie do słynnych opowieści babci?

Wszyscy sprawdzają, czy mamy dwanaście potraw… Babcia wlewa do dzbanka kompot z suszonych śliwek. To śliwki z naszego pięknego sadu. Jesienią dziadziuś długo je wędził na specjalnym palenisku wykopanym w ziemi. Nigdy nie zapomnę tego niepowtarzalnego zapachu i smaku. Nie zabrakło i egzotyki… Tato przywiózł pomarańcze! To prawdziwy rarytas i najlepszy prezent dla mnie!

 Potem ciepłe słowa padają na dusze jak ziarna szczęścia, łamiemy się opłatkiem podobnym do śniegu za oknem. Gwiazdy lśnią na niebie, a każda chce być tą jedyną, Betlejemską! Upominam dziadziusia, by obudził mnie na Pasterkę. To On zawsze jest najbardziej wierny tej tradycji. Inni domownicy i goście mogą zaspać i czasem nie pójść na to nabożeństwo o północy, ale dziadziuś takiego zaniedbania by sobie nie darował….A ja uwielbiam wybierać się z Nim zimową nocą do Kościoła i w tłumie sąsiadów oraz znajomych przy kościelnej szopce rozgrzać się, a potem zaśpiewać ze wszystkimi jednym głosem – Bóg się rodzi!….

 Powoli wracam z tej bardzo długiej wycieczki… Minęło tyle lat. Przy stole nowe, puste miejsca….Jednak czy na pewno puste?

Jestem teraz Polką i Amerykanką. Dwa światy, dwa języki, ale jeden człowiek, jedno życie. Dokładam moją historię do opowieści ukochanej babci. Pogodziłam się z tym i nawet polubiłam to, że zgodnie z amerykańskim zwyczajem, ubieram choinkę dużo wcześniej przed wigilią. Cieszą mnie także tysiące prześcigających się w dekoracyjnych pomysłach kolorowych światełek, błyszczących na domach, w ogrodach, na ulicach… Tworzą one wokół unikalny nastrój.

Pomarańcze już dawno przestały być rarytasem.  Mam je na co dzień, tylko moim synom opowiadam, jak to kiedyś w Polsce pomarańcza była dla każdego dziecka mile widzianym prezentem na gwiazdkę.

  W Ameryce przygotowuję Polską Wigilię na wzór tej z dzieciństwa. Nie muszę jednak trudzić się tak, jak kiedyś Mama. Wszystkiego wszędzie jest, na szczęście, pod dostatkiem. Razem z synami piekę i dekoruję pierniczki, a od kilku łat w wigilijny wieczór chłopcy żartobliwie proszą naszego psiego domownika – Magnusa o przemówienie ludzkim głosem… Kto wie? Może w tym roku przemówi?!

  Często przy dekorowaniu choinki snujemy wspomnienia związane z różnymi ozdobami, bo każda z nich ma swoją historię. Na przykład: Tego papierowego Mikołajka Albert zrobił w szkole i kilkanaście lat temu dał mi w prezencie, a to jest bombka w kształcie pociągu, którą Ernest dostał na swoje pierwsze Boże Narodzenie…. To zaś jest ten aniołek, który nie tak dawno był z babcią Marysią w szpitalu…. Te Swięta będą pierwszymi Swiętami bez Niej…. Mama zmarła w marcu.  W dzień św. Patryka… I tak irlandzkie święto wpisało się w naszą rodzinną historię!

…Nie przepadam za angielskimi kolędami, wolę te polskie. Tylko one potrafią zapalić betlejemskie światełko w mojej słowiańskiej duszy…

Jeszcze jedna myśl na zakończenie…Mocno wierzę, że kiedyś moi synowie w czasie kolejnych Swiąt Bożego Narodzenia zatrzymają się na chwilę, wyłączą komputery i inne gadżety, nie pójdą do sklepu po kolejną zbędną rzecz…. Wtedy pewnie otworzy się przed nimi szuflada wspomnień, smaków, zapachów i wigilijnych opowieści… Każdy przecież ma taką prywatną szufladę świątecznych skarbów, którymi można się podzielić jak Dobrą Nowiną.

Radosnego Swięta Bożego Narodzenia Wszystkim życzę!

 

Gosia Oleksy