Ryszard Romaniuk – Published 09/18

Kamień na kamieniu

Jak co roku Polonia z Cleveland latem wybiera się za morze, właściwie za ocean, jakoś w poprzek lotom ptaków, lecimy skąd nasze plemię. Tak już jest w tej przyrodzie, węgorze z jezior do morza Sargassowego, łososie z morza pod górę strumieni, ptaki z południa na północ, a Polonia z Zachodu na Wschód. I, jak co roku, które linie najtańsze? Raz Lotem, raz przez Kopenhagę, United skreślony i nagle – WOW! Przez Islandię! Linie Islandczyków, WOW, najtańsze! Prosto z Cleveland jednym skokiem do Europy! A tak przy okazji, skoro już tam lądujemy, to należy zobaczyć, co tam jest. Zrobiłem tak jak wszyscy, wylądowałem, zażyczyłem sobie mapę z kierunkami do zwiedzania, samochód, i w drogę! 

Pierwsze wrażenie: drogo! Nawet bardzo! Drugie wrażenie: czy to Polska? Ludzie mówią „dzień dobry” i „dziękuję”. Okazuje się, że młoda Polonia, ta, której już nie ma w Cleveland, jest w Islandii! Islandczycy poznają nas, bo znają Polaków. Pracują z nimi, mieszkają, jedzą… nic dziwnego, że starają się mówić po polsku. No dobrze, pojechaliśmy zwiedzać. Nigdy nie byłem na księżycu, więc trochę głupio mi to mówić, ale widoki tam księżycowe! Skały, kamienie, żwir, lawa, żużel, kamienie, żużel… trochę trawy i porostów. Gdzieniegdzie jakieś młodziutkie drzewko, chyli się, jakby schować się chciało. Góry i pagórki, rzeczki i strumienie. Trochę ptaków, owce, konie, trochę krów, owce, konie, i samochody. Niby to wszystko takie jakieś mało kolorowe, ale w rzeczywistości… piękne! Co pewien czas widać, jak samochody zjeżdżają się w jednym miejscu. Tam coś jest, trzeba jechać. Najczęściej są to wodospady. Mam wrażenie, jakbyśmy wszyscy byli jakimiś poganami, którzy jeżdżą od wodospadu do wodospadu w pogoni za błogosławieństwem bogów tej ziemi.

„Te skały na lewo to płyta amerykańska, a te na prawo to płyta europejska”. A ja w środku, tam gdzie ziemia pękła. Potem gejzery, woda tryska na wiele metrów w górę, a my zachwyceni trzaskamy migawkami. Wszyscy jesteśmy takimi synami człowieczymi, którzy zamiast jabłka mają komórkę na twarzy. A jak za bardzo się zbliżyć, to ukrop pokropi. Tak naprawdę to jest piękne. Nawet nie wiem dlaczego, bo kamień na kamieniu przecież. Setki lat temu przyszli Wikingowie i wycięli wszystkie drzewa. Teraz, zamiast kija z patykiem, zamiast drogowskazu czy tabliczki ku pamięci, Islandczycy ustawiają kamień na kamieniu, a na tym kamieniu jeszcze jeden kamień. I te ustawienia kamienne mają coś znaczyć, że tu byłem, tu żył i zmarł, ku pamięci, jakaś kamienista ta pamięć.

Każdej nocy lądowaliśmy w innym hotelu. Bardzo skromne, ale w swojej prostocie eleganckie, przyjemne, wygodne, rano śniadanie ze zsiadłym mlekiem – wspaniałe! W jednym z hoteli przywitałem młodego recepcjonistę dziarskim „dobry wieczór!” Dobry wieczór – odpowiedział i uśmiechnął się. Pogadać chcę – powiedziałem. I za chwilę usiadłem sobie z Bartkiem i Norbertem, aby pogadać o młodych Polakach. Okazało się, że jest ich trzydzieścioro, młodzież, dziewczyny i chłopcy. Chłopcy głównie na budowie, a dziewczyny w obsłudze hotelu. Skąd jesteście? Z Podlasia, Białystok i okolice. Połowa z nich mieszka tutaj na stałe, reszta przyjeżdża na wakacje popracować sobie. Norbert ma dziewczynę, chce popracować 3-4 lata i wrócić do Polski. Bartek odkłada pieniądze i jak już uzbiera, to rozkręci biznes w Polsce. Jest grafikiem komputerowym. Norbert też jest po technikum informatycznym. Jak się żyje? Dobrze, ale nie zawsze jest ładna pogoda. Dzisiaj akurat jest słońce! Po zakupy jeździ się do miasta 10 km stąd. Miasto malutkie, spokojne. Tam też można chodzić na naukę języka. Dookoła tereny turystyczne, znaczy się wodospady, czarne plaże, blisko do lodowca, największego w Europie! Na brak turystów nie narzekają. Co ich śmieszy? Gdy w restauracji pytają się: „kawy czy herbaty” i w odpowiedzi słyszą: „tak”. Albo gdy nie mogli dogadać się z wycieczką z Chin i czekali na ich przewodnika. W końcu przyszedł i okazało się, że mówi tylko po chińsku.

99% Islandczyków mówi po angielsku. Żadnych problemów z dogadaniem się. Żadnych problemów ze znalezieniem basenów z wodą o różnej temperaturze. Powietrze zimne, a w wodzie cieplutko, przyjemnie. Tuż przy lotnisku jest Blue Lagoon, zespół basenów, saun, pryszniców, i brodząc w błękitnej, gorącej wodzie, pod zachmurzonym niebem, można zażyczyć sobie koktajle, maseczki z białego błota na twarz i podsłuchiwać rozmowy prowadzone we wszystkich językach świata. Potem samolot do Polski. A w nim całe przedszkole! To młode małżeństwa lecą do Polski do rodziców i dziadków. A dzieci, jak to dzieci, śmieją się i biegają.

Przywiozłem sobie kamień. Ku pamięci. To chyba była jedyna rzecz, która coś znaczy i była za darmo.