Ryszard Romaniuk – Published 11/18

                Następna taka impreza za sto lat!

Ach, co to był za koncert! Trudno prześcignąć się w pochwałach i komplementach! I to o czym?! O wspólnym przedsięwzięciu Polonii! Przecież w normalnym świecie każda działalność Polonii wywołuje sprzeczne opinie. A tu nic takiego. Wszyscy chwalą! Co się porobiło?!

Po pierwsze wszyscy zrobili krok do tyłu. Nikt się nie pchał na czoło pochodu. Poproszono Agnieszkę, żeby zorganizowała w Cleveland, w stanie Ohio, uroczystości 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Drobnostka… Czemu nie?

Agnieszka znana jest Polonii z gry na pianinie. Gdy ktoś wchodzi na scenę i śpiewa, recytuje wiersze, podryguje rytmicznie, to Agnieszka gra na pianinie. Czasami zaśpiewa gdzieś tam z kąta sceny. Ci, którzy znają Agnieszkę trochę lepiej, wiedzą, że jest też dyrygentem chóru, czyli chórmistrzynią. Chór, to grupa osób, które lubią ze sobą współpracować – powiedziałbym – harmonijnie. Harmonia to byłby znak rozpoznawczy Agnieszki…

No tak, ale bez lipy. Polonia i harmonia?! To jak ogień i woda! Przecież ją zjedzą żywcem! Polonia zamartwiała się. Nic z tego nie będzie. Będzie jak zawsze, bo inaczej się przecież nie da. Ha! Nie docenili chórmistrzyni! Tych co fałszowali, wyrzuciła, tych co za wysoko ciągnęli, sprowadziła do parteru, a tych co za nisko, wyciągnęła za uszy! Prawdę mówiąc, sam nie wiem, jak to zrobiła, bo czekałem tylko na jakieś dramaty, a tu cisza była. Przed burzą, myślałem sobie i czekałem na znaki na niebie clevelandzkim. I tak doczekałem listopada.

Trzeciego listopada był obiad i uroczystości, deklamacje, śpiewy, świetne jedzenie i tańce. Piękna sala udekorowana tkaninami z polskim orłem i portretem Piłsudskiego. Wszyscy robili sobie tam zdjęcia. Najpierw chodziłem między stołami i witałem się to z tym, to z tamtą, których już dawno nie widziałem, a tu proszę, są, przyszli i całkiem nieźle się bawią. Jedzenie pyszne, później zespół muzyczny zagrał. Najpierw polki i przytupy, a potem to już była muzyka mojej młodości. Z jakiegoś powodu wszystkie bóle i niedogodności mnie opuściły i zacząłem szaleć, jakby mi 50 lat ktoś z życiorysu ujął. A może i więcej…

Dziesiątego listopada po wieczornej mszy „u Kantego” Polonia parami jak w polonezie przeszła aleją Professor do lokalu Sojuszu Weteranów Polskich Nr. 1 im. Tadeusza Kościuszki. I tam były recytacje, śpiewy, przemowy czyli uroczystości Niepodległej. Niedziela, 11-ego listopada, znów rozpoczęła się od mszy „u Kantego”, potem otwarcie ogrodu polskiego przy Polsko-Amerykańskim Centrum Kultury z tablicami informującymi o ważnych wydarzeniach w ponadtysiącletniej historii Polski. Zrobiłem sobie zdjęcie z tablicą o Solidarności i o Wałęsie. A co tam!

I tak dobrnąłem do godziny 14:30 w niedzielę. Zaparkowałem samochód pod Cleveland State University i schodkami pod górę doszedłem do sali głównej uniwersytetu. Przywitały mnie maki i spokój. Żadnego zamieszania, żadnych ułanów i innej konnicy, która mi się z Niepodległą kojarzy… Doszedłem do wejścia na salę. A tu jak u cioci na imieninach, sami znajomi w drzwiach pokazują mi, gdzie mam sobie pójść i zasiąść. Myślałem, że będę jednym z pierwszych, a okazuje się, że sala właściwie jest już pełna!

Ładna oprawa, duży biały orzeł i przewieszona flaga Polski na ciemnym tle. Odśpiewanie hymnów Polski i Stanów Zjednoczonych. Agata Wojno i Andrew Bajda byli naszymi gospodarzami, zapowiadaczami, konferansjerami, Dziedzic i Kydryński w ich najlepszych czasach! Z ekranu przywitał nas ambasador Polski w USA Piotr Wilczek, nasz stary przyjaciel, który nie tak dawno uczył na Cleveland State University jako gość Polish Studies. Jego były szef, Ed Horowitz przywitał wszystkich w imieniu gospodarzy. No i się zaczęło!

Czyli dzieci! To, że później wszyscy opowiadali, jak było ślicznie i wzruszająco, jest zasługą dzieci. Weszły na scenę krokiem poloneza, odśpiewały Marsz Pierwszej Brygady i potem już były a to tańce kaszubskie, a to malowana polka cwana, oraz pieśni o wojence i o ułanach. Mój strach, że będę musiał stawić czoła  polskiej kawalerii, rozwiał się na widok maluchów w rogatywkach. I widziałem ich nauczycieli, jak próbowali okiełznać maluchów energię i zapał, aby tańczyć i maszerować na wprost, na wprost…a gdy stanęli, widziałem, jak się natychmiast nudzili. Jeden z nich bawił się swoją rogatywką, sam przed całą salą pełną ludzi, podziwiał pawie pióra i fruwające, kolorowe wstążki. Sam na sam z czapką.

Ta radość dzieci ze święta, z tańca i zabawy była piękna i wzruszająca. Wszystkie polskie szkoły w Cleveland, grupy taneczne różnych organizacji polonijnych wystąpiły razem. Razem tańczyły i śpiewały. Uwierzcie mi. Są zdjęcia. To się naprawdę zdarzyło! Kiedy oglądam historyczne, panoramiczne zdjęcia Polonii w Cleveland, zawsze zadziwia mnie, jakim cudem udało się tylu Polonusów zebrać w jednym czasie i miejscu! Dzisiaj takie fotografie wyglądają jak z innego świata. Ale doczekaliśmy się nowych zdjęć. Pamiątek z 11-listopada 2018 roku! Same dzieci! Mnóstwo! Kolorowe i śliczne!

Po dzieciach wystąpiła młoda Polonia i ta z zasługami. Była muzyka Paderewskiego i Chopina, utwory Moniuszki i recytacje wierszy. Później znowu dzieci, a ja czekałem na krakowiaka. Bo jak można bez krakowiaka? No i był! Najpierw był hejnał z wieży mariackiej, potem lajkonik i krakowiak! Było wszystko! Rozmaryn się rozwijał i Polskę Bóg pobłogosławił!

Agnieszko, nie wiem, jak Ty to zrobiłaś, czego się napiłaś, co jadłaś, na jaką jogę chodziłaś, ale dokonałaś jakiegoś cudu. Wszystko, wszystko było zorganizowane wspaniale! Potem były jadła, wino się lało i każdy mógł się spotkać z każdym, kto tego dnia przyszedł. Wszyscy chcieli zdjęcie z Agnieszką, Agatą i Andrew. A gdzieś po salach uganiali się cisi opiekunowie dzieci, żeby je przebrać, stroje spakować, do rodziców odprowadzić i na następną lekcję umówić. Nie podałem nazwisk osób występujących w programie wieczoru. Program jest dostępny na stronach internetowych Facebooka polskiego centrum. Zostanie jako dokument, że Polonia Cleveland może coś zrobić razem. Złośliwi twierdzą, że takie cuda to raz na sto lat, ale ja im już nie wierzę.