Stanisław Kwiatkowski – Published 09/20

Stanisław Kwiatkowski

 

STARSI PANOWIE Z BASENU

 

Brakuje mi basenu. Wydaje mi się, że czułem się lepiej po codziennych ćwiczeniach i pływaniu. Trudno, trzeba było się dostosować do zaleceń w związku z pandemią koronawirusa. Przestałem chodzić na basen zaraz po dziesiątym marca.

Ostatniego dnia, gdy tylko wyszedłem z szatni basenu powitał mnie szeroki uśmiech starszego pana, siedzącego już z kubkiem kawy przy stoliku.

– Cieszę się, że pana widzę, panie Stanisławie – zaczął mówić, zanim usiadłem. – To jest ostatni dzień przed ograniczeniami ruchu, kiedy mogłem jeszcze tu przyjechać. Nie byłem pewny, czy jeszcze tu pana zastanę.

– Trafił pan, bo jest to mój ostatni dzień na basenie. Od jutra przestaję tu przychodzić. Mam nadzieję, że wszyscy wykażą się zrozumieniem i rozwagą i moja rozłąka z basenem nie potrwa długo.

– Z tą rozwagą gatunku ludzkiego, to wydaje mi się, że jest pan zbytnim optymistą. Ale nie o tym chciałem dzisiaj z panem rozmawiać.

– Niech się pan wstrzyma na minutkę – przerwałem mojemu rozmówcy. – Przyniosę sobie kawę.

Gdy tylko wróciłem starszy pan podjął swoją wypowiedź: – Czy wie pan coś o sieci, nie rybackiej, internetowej, a właściwie sieci powiązań międzyludzkich.

– Niewiele. Orientuję się tylko z grubsza, co to takiego i jak działa.

– Chodzi mi o wyjaśnienie – zaczął mówić starszy pan, poprawiając się na krześle, jakby przygotowując się do dłuższej wypowiedzi – zrozumienie ogromnej polaryzacji społeczeństwa, zwłaszcza w dwóch krajach, które obserwuję dość dokładnie – Polski i USA. To, co nastąpiło w ciągu ostatnich piętnastu lat zdziwiło mnie, a właściwie, to nie bardzo mogłem zrozumieć ten podział społeczeństw. Linia ta, jak okopy podczas wojny domowej, przebiega przez znajomych, przyjaciół, pracę, a nawet rodziny. Zacząłem szukać i chyba zrozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi. Zacznę chyba od historii, bo to ułatwia zrozumienie problemu.

Przez długie wieki podział społeczeństwa był oczywisty. Na górze społeczeństwa, które można sobie wyobrazić w postaci choinki, stał władca, niżej wyższe duchowieństwo i arystokracja, dalej szlachta i niższe duchowieństwo, a na dole mieszczaństwo i chłopi. Oczywiście, z małymi różnicami i nazwami w różnych okresach. Uważano, że jest to naturalny porządek ustanowiony przez Boga. Z czasem zmieniły się ustroje i metody rządzenia. Najpierw przyszedł druk w XV wieku, później prasa, telegraf, telefon, radio i telewizja. Informacje rozchodziły się coraz szybciej i docierały praktycznie do każdego. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że te informacje były w mniejszym, czy też w większym stopniu kontrolowane przez tak zwane elity, czy jak ktoś woli – establishment i trudno było jakiemuś oszołomowi rozsiewać swoje idee, chociaż się to zdarzało, jak na przykład przeoranie świadomości Europy przez Marcina Lutra w XVI wieku, ale jemu pomogli wielcy tamtego świata.

Wszystko się zmieniło w XXI wieku. Powstały Google, Facebook, Twitter i setki innych, mniejszych nośników informacji w sieci internetowej. Pojawił się też telefon komórkowy i jeszcze ułatwił sprawę przekazywania informacji. W ostatnich latach doszedł tak zwany streaming, czyli przesyłanie programów i filmów na różne urządzenia, mające dostęp do internetu. Tu się dopiero zaczęła orgia popisywania się publicznie różnym oszołomom. Każdy, kto ma tylko jako taki dar wymowy, a niekoniecznie dar myślenia i inteligencji, tworzy program i wysyła go w świat, korzystając z YouTube. Sam widziałem jeden film „naukowo” udowadniający, że ziemia jest płaska, a drugi, że świat istnieje około sześć tysięcy lat. Zaraz też pojawili się politycy, którzy plotą głupstwa i kłamstwa, ale zaraz znajdzie się banda, która to naukowo uzasadnia.

Panie Stanisławie, to jest niesamowite, z jaką szybkością rozpowszechniają się nawet najbardziej prymitywne kłamstwa, zmyślenia, różne „teorie” społeczne, teorie spiskowe i bzdury. Bardzo mi to przypomina początek XX wieku i rozwój komunizmu i faszyzmu, a w konsekwencji takich „wielkich” wodzów, jak Stalin, Hitler, chiński Mao Zedong, Pol Pot i kilkunastu innych sukinsynów, którzy razem mają na sumieniu pewnie ze 150 milionów ludzi.

– Wie pan co? – przerwałem starszemu panu – czasami miewam podobne myśli i jestem przerażony, jak się skończy ten etap w historii ludzkości. Niekiedy wręcz myślę, że może to być ostatni etap w dziejach homo sapiens, chociaż nie chce mi się wierzyć w aż taką głupotę ludzkości. Zawsze w takich chwilach przypomina mi się anegdota o Einsteinie, którą gdzieś czytałem. Zapytano go kiedyś, co jest największe na tym świecie. Wielki fizyk odpowiedział: – Przestrzeń kosmiczna i głupota ludzka.

– Ale musimy już na dzisiaj kończyć. Jestem umówiony u lekarza, który dba o moje obolałe kości. A to jest mój numer telefonu. Niech pan zadzwoni do mnie czasami w tych czasach, kiedy nawet natura się na nas wścieka i zsyła nam pandemię. Żartuję oczywiście. Ale jak pan wróci do siebie.

– Mają przyjechać po mnie za godzinę – odpowiedział starszy pan.

– Jak daleko pan mieszka? Jeśli niezbyt daleko, podwiozę pana. Przecież nie będzie pan tu siedział sam całą godzinę.

– Około 12 minut samochodem.

– Niech pan dzwoni, żeby po pana nie przyjeżdżali, a ja tymczasem podjadę samochodem – powiedziałem to dość zdecydowanie. – Żona się na mnie powścieka trochę, że jak zwykle, wszystko robię na ostatnią minutę, ale do lekarza powinienem zdążyć. Za kilka minut podjadę pod drzwi.

Po drodze zastanawiałem się, kiedy znowu będę mógł porozmawiać z tym mądrym człowiekiem. Zobaczymy jak się sprawy ułożą. Miałem nadzieję, że nie potrwa to dłużej, niż około trzech miesięcy. Optymista – psia krew.