KTO CHCE, NIECH CZYTA.
AZYLANT
Prawie codziennie, jak Pan Bóg i pan doktor przykazał, jestem na basenie. Tak zawzięcie ćwiczę i pływam, jak mors wydmuchując fontanny wody, że zwróciło to uwagę pan, które z przykazania męża, że muszą schudnąć, albo z przykazania lekarza, że muszą zadbać o zdrowie, stoją niemal nieruchomo w wodzie i poruszając od czasu do czasu którąś z kończyn opowiadają sobie nawzajem o wszystkich i o wszystkim. Mój znajomy zatrzymuje się czasami w swoich wysiłkach zrzucenia jeszcze jednego grama tłuszczu ze swojego, dość wydatnego brzuszka, patrzy z podziwem na panie i za każdym razem wykrzykuje do mnie, jakby dopiero to zauważył: – Stary, jak one mogą tak bez wytchnienia?.. – i zrezygnowany rzuca się w wodę, jakby nie miał ochoty już więcej wypłynąć z pięciostopowej głębiny basenu.
– Szowinista jesteś – odkrzykuję mu, a później w kącie, gdy nikt nie słyszy, ostrzegam go: – Ty uważaj trochę. Jak cię oskarżą o dyskryminację płciową, albo, co gorsze, o molestowanie seksualne, to zabronią ci przychodzić tutaj i jeszcze wilczy bilet dostaniesz na wszystkie baseny w okolicy.
Chyba się trochę przestraszył, bo teraz protestuje już tylko szeptem do mojego ucha, przeciwko zajmowaniu miejsca w basenie i blokowaniu linii pływakom przez sympatyczne skądinąd panie.
Dzisiaj, gdy chciałem szerokim łukiem ominąć panie blokujące prawie całą szerokość basenu, jedna dotknęła czubka mojej głowy wystającego z wody: – Och! Przepraszam. To było niechcący – przeprosiła z wdziękiem i czarującym uśmiechem. Nie możemy wyjść z podziwu, jak codziennie ciężko pracujesz, ćwiczysz zawzięcie i pływasz tak dużo.
Druga dodała: – Czy robisz to dla miłości, bo chcesz się podobać jakiejś pani?
– Ależ, moja droga pani, jestem już w podeszłym wieku, ale takiej jeszcze nie spotkałem.
Na twarzach pozostałych pań zauważyłem lekkie rozczarowanie.
– To co cię motywuje do takiego ogromnego wysiłku.
– Naprawdę, nie domyślają się panie?
– No nie! – wykrzyknęły niemal chórem.
– Chodźcie tu bliżej, to wyjawię wam swoją tajemnicę.
Przesunęły się bliżej do mnie i stanęły półkolem.
– Trenuję, żeby przepłynąć nasze jezioro, a to jest jakieś siedemdziesiąt pięć kilometrów.
– Zwariował stary – powiedziała jedna taka, odwróciła się i chciała odejść, ale stała w głębokim miejscu i tylko przebierała nogami, nie mogąc pokonać oporu wody.
– Nie proszę pani, nie zwariowałem. Jestem po prostu przewidujący. Jeśli Trump wygra następne wybory, to na pewno postawi mur na południu, na granicy z Meksykiem i na północy przeciwko uchodźcom z Kanady, bo przecież Kanadyjczycy będą uciekać do nas. Oczywistą oczywistością jest – wyraziłem się górnolotnie, jak czołowy polityk w Polsce – że zechcą mieć naszą najlepszą na świecie trumpowską opiekę zdrowotną, czyli trumpcare. A ja, ze swoimi poglądami i twierdzeniem, że jeszcze nikt nie wymyślił nic lepszego, niż liberalna demokracja, a prawie każdy autokratyczny rząd doprowadzał do nieszczęścia, będę musiał uciekać i prosić o azyl w Kanadzie. Ale jak ucieknę przez płot? – spytałem retorycznie. – A tak, przepłynę sobie jezioro i już – dodałem wyjaśniająco.
– To nie wiesz, że dla obrony granicy Trump planuje założyć w naszym jeziorze hodowlę rekinów?
– Nie, nie wiedziałem i tylko łzy, jak groch spłynęły mi po policzkach i jak niezapomniany Bogumił Kobiela w filmie Skolimowskiego „Ręce do góry” powtórzyłem: – wszystko na nic, wszystko na nic…