Stanisław Kwiatkowski – Published 2-3 / 21

                                                                                                                                                Stanisław Kwiatkowski

ZNOWU MARSJANIE

Tego wieczora położyłem się spać zdenerwowany. Znowu rozmawiałem z moimi pt. rodakami na tematy społeczne i polityczne. Już tyle razy przyrzekałem sobie, że nie będę się odzywał, ale znowu nie wytrzymałem, kiedy zaczęli pleść, jak przysłowiowy Jasiu, który wyobraża sobie to, co sobie wyobraża. Miałem się nie odzywać, ale przypominałem sobie, że przecież zobowiązałem się, wręcz przyrzekłem Marsjanom rozpowszechniać ich posłanie. I co z tego wyszło? Jak zwykle. Bo rodacy albo zagadują mnie na śmierć, albo nie chcą słuchać. Po prostu do pały im nie przyjdzie, że może istnieć inna wizja świata, oparta na badaniach i dociekaniach naukowych. Wizja 21. wieku. Najczęściej jest tak, że szukają tylko potwierdzenia swoich poglądów w internecie i znajdują niedouczonych „głosicieli prawd”, którzy z przekonaniem kaznodziei głoszą bzdurne teorie nie oparte na żadnych faktach czy badaniach naukowych. A o różnych spiskach nie będę pisał. Szkoda na to czasu.

Autentyczna rozmowa z jedną moją rodaczką:

– Zaszczepiłaś się już? – pytam.

– Coś ty, nie będę się szczepiła.

– Dlaczego?

– Przecież to bzdura – odpowiada. – Nikt z mojej rodziny nie zachorował. Nikt z moich znajomych też nie. To wymyślili ci, którzy chcą zniszczyć gospodarkę światową. A szczepionka jest po to, żeby wszczepić ludziom chipsy, by można było ich śledzić.

Zdębiałem. Nie wiedziałem, co na to można powiedzieć. Jak się rodzą takie poglądy? Kto je wymyśla? Nie mam na to odpowiedzi. Po cholerę mi była potrzebna ta wizyta Marsjan. Ci z Państwa, którzy nie czytali poprzedniego mojego tekstu, nie wiedzą, że odwiedzili mnie prawdziwi Marsjanie, wszczepili jakiegoś zaraźliwego wirusa, który ma poprawiać mózgi potrzebującym tego. Ponieważ nikt nie uważa, że jest mu to potrzebne, cała operacja ma być tajna. Nie wiem, czy za to pisanie Marsjanie mnie nie unicestwią, ale jak nie oni, to zrobią to zbawiciele spod znaków czerwonej gwiazdy czy czarnej swastyki, bo takim jest najbardziej potrzebny tłum, który kieruje się emocjami, a nie szarymi komórkami w głowach.

Z takimi myślami położyłem się spać. Obawiałem się, że z powodu tych rozmyślań znowu będą mnie męczyć jakieś zmory. Spałem już chyba kilka godzin, kiedy obudziło mnie jakieś przeczucie. Znowu, jak poprzednim razem mój pokój zalegała gęsta, jak mleko mgła. Obok łóżka stała znajoma postać, niby ducha stworzony z gęściejszej i nieprzejrzystej mgły. Spojrzałem na budzik. Spałem tylko niecałą godzinę. Byłem wściekły, bo miałem bardzo miły sen, który mógłby być jeszcze przyjemniejszy, gdyby trwał odrobinę dłużej.

– Nie wściekaj się – odezwał się Marsjanin. – Przybyłem przecież z bardzo daleka i stamtąd nie mogę oglądać twoich snów. Dopiera, kiedy pojawiłem się w Twoim pokoju zobaczyłem o czym śnisz. Ale było już za późno, bo się właśnie budziłeś.

. – A swoją drogą – zamilkł na chwilę, jakby zastanawiając się, co dalej powiedzieć – powinieneś się wstydzić, miewając takie sny w twoim wieku, ty stary zbereźniku.

Usłyszałem coś w rodzaju chichotu.

 

 – A co, chcielibyście odebrać nam jedną z ostatnich przyjemności, jaka nam została – wykrzyknąłem. –  I wiesz doskonale, że to nie my wybieramy sobie nasze sny, tylko są nam zsyłane. Lepiej zajmij się tym, że wasze wirusy mądrości wcale nie działają i ludzkość nie wykazuje się zbytnią mądrością. Wystarczy prześledzić ostatnie wiadomości, oczywiście, nie te z różnymi idiotycznymi teoriami, ale te rzetelne, oparte na faktach, które trzeba jeszcze umieć interpretować, albo słuchać komentarzy ludzi, którzy całe życie poświęcili na kształcenie się w tych sprawach.

– Wolnego, wolnego, mój przyjacielu. To nie odbywa się tak raptownie. Już raz popełniliśmy ten błąd. Około sto tysięcy lat temu wszczepiliśmy ludzkości radykalne zmiany. Musieliśmy przy tym powiększyć mózgi, żebyście byli w stanie zrozumieć więcej. W konsekwencji tego powiększyły się wasze głowy i od tego czasu poród jest dla kobiet bardzo nieprzyjemny z powodu wielkości głowy noworodka. Zauważ, że ten problem nie występuje w świecie zwierzęcym, tylko u człowieka. A potem jeszcze bardzo długi okres bezradności małego człowieka. Cielak, zaraz po urodzeniu wstaje na nogi i trzyma się blisko mamy. Ludziom zajmuje to lata, bo jest im potrzebny czas na dalszy rozwój mózgu. Nie popełnimy tego błędu ponownie i rozwój waszego mózgu będzie postępował bardzo powoli. A jeśli w międzyczasie wykończycie się sami, to już nie nasza wina.

– A jak wam się to udało, z waszym mózgiem – pytam oszołomiony tym, co słyszę.

– Jesteśmy waszymi starszymi o kilka milionów lat braćmi. Kiedyś mieliśmy problemy podobne do waszych, ale drogą ewolucji i naszej techniki doszliśmy do stanu obecnego. Właściwie, to istniejemy jako atomy i wszyscy jesteśmy jednym mózgiem. To tak, jakby wszystkie komputery na świecie połączyć. Byłaby to jedna ogromna maszyna, ale zarazem miliony osobnych komputerów. Wyobrażasz to sobie?

– Tak. Ale jak się komunikujecie, z czego czerpiecie energię?

– Z tym nie mamy problemów. Komunikujemy się przy pomocy fal podobnych do fal elekromagnetycznych. To trochę tak, jak wasze telefony komórkowe tyle, że technologia wyprzedza wasza o kilka milionów lat. Nie potrzebujemy żadnego urządzenia. Te fale przenikają nas i w ten sposób porozumiewamy się ze sobą. Składamy się z atomów, podobnie jak wy. Tyle tylko, że my nie musimy mieć określonego ciała i możemy nasze atomy konfigurować, jak tylko chcemy. Na przykład mogę w tej chwili stać się lwem i cię rozszarpać.

– Boże drogi, nie rób tego!

– Nie mam zamiaru. Agresję już dawno wyrugowaliśmy z naszego życia.

– A skąd czerpiecie energie na to wszystko? – spytałem już naprawdę oszołomiony tym, co usłyszałem.

– To proste. W kosmosie jest dużo energii w postaci różnego rodzaju fal. A poza tym pobliskie słońce jest ogromnym, marnującym się źródłem energii. Wy jesteście na samym początku tej drogi, ale też wpadliście na to, że można to wykorzystywać.

– A co robicie dla przyjemności? Czy to słowo istnieje w ogóle w waszym języku? – spytałem i trochę zawstydziłem się tym pytaniem, bo przypomniał mi się mój sen tuż przed obudzeniem.

– Ha! O tym myślisz. Zdaje się, że u was mówi się, że głodnemu chleb na myśli. To trochę przestarzałe, ale niektórzy z nas to lubią. Przyjmują dawne postacie cielesne, a nie różniliśmy się tak bardzo od was, no i wyżywają się.

– Ja cię. A to dopiero – niemal wykrzyknąłem entuzjastycznie.

– No, muszę już uciekać. Mam tutaj tysiące takich, jak ty klientów – w głosie Marsjanina wyczułem ociupinkę ubawienia. – Staraj się. Robisz dobrą robotę. Do następnego razu. A to w nagrodę.

W tym momencie jego postać zaczęła się przemieniać i po chwili stała przede mną piękna kobieta, o urodzie i postaci zupełnie perfekcyjnej. Jakby portret naszkicowany delikatnie węglem. Pochyliła się nade mną i pocałowała w usta, pocałunkiem najczulszej kochanki…

– Chwilo, trwaj wiecznie! – chciałem jeszcze wykrzyknąć, ale przy mnie już nikogo nie było.

Rano, po przebudzeniu, zastanawiałem się przez dłuższy czas, czy był to sen, czy jawa. I dalej nie jestem tego pewny.