Stanisław Kwiatkowski – Published 02/17

Sposób na bezproblemowe małżeństwo

Moja żona lubi chodzić do restauracji, a ja nie. Ale na zasadzie kompromisu i świętego spokoju (mojego) zgadzam się czasami na takie wypady. Ale to chyba nie jest środek na bezproblemowe małżeństwo. Ciągle jestem na etapie poszukiwań, chociaż już niedługo złote gody. Zapalił się jednak promyczek nadziei, że jestem bliski rozwiązania tego problemu.

Kilka dni temu zostałem zaszantażowany groźbami o poważnych skutkach dla mojego dobrego samopoczucia i dałem się wyciągnąć do restauracji. Nic specjalnego, jedna z łańcucha jadłodajni rozsianych po całym kraju, gdzie za kilkanaście dolarów można zjeść sporo ponad dwa tysiące kalorii.

Zaraz za nami w kolejce do rozsadzania gości stała para około trzydziestolatków. Ja czekałem w milczeniu, bo co można jeszcze powiedzieć komuś po prawie pięćdziesięciu latach wspólnego życia. Żona próbowała przekazać mi ostatnie wiadomości o naszych zupełnie genialnych i najcudowniejszych wnuczkach. Potakiwałem od czasu do czasu, bo jakże zaprzeczać oczywistości. Para za nami, jeszcze w wejściu, podniosła trzymane w jednej dłoni telefony i natychmiast po przekroczeniu progu restauracji palcem drugiej dłoni zaczęli coś tam wystukiwać na swoich telefonach. Stanęli za nami, podnosząc oczy na tyle, żeby na nas nie wpaść. Stojąc za nami też cały czas, bez jednego słowa coś tam wystukiwali. Kelnerka zaprowadziła nas do stolika, a oni dalej stukali. Nie przestali też w drodze na swoje miejsca, podnosząc oczy od czasu do czasu, żeby o coś nie zaczepić. Usiedli stukając. A gdy podeszła do nich kelnerka z jadłospisem i spytała, co im podać do picia, odpowiedzieli jednym słowem, nie odrywając wzroku od telefonów. Gdy podeszła ponownie po kilku minutach odebrać zamówienie, nie podnosząc głów odpowiedzieli, co sobie życzą. Przecież mieli menu na telefonie i nie musieli przewracać kartek na stole.

Czekając na swoje dania też bez słowa stukali palcami w telefony. A gdy jedli, przeniesienie każdego kąska jedzenia do ust przerywane było stuknięciem, czy zakrętasem palcem na powierzchni klawiatury. Zjedliśmy i żona zaczęła swoją opowieść o genialności wnuczek od początku, a ja nie chciałem wyjść, tylko patrzyłem urzeczony obserwowaną parą. Żona szczęśliwa, że z takim zainteresowaniem wysłuchuję jej opowieści, też nie kwapiła się do wyjścia.

Wreszcie para przestała jeść. Poczekali jeszcze chwilę pukając, on coś tam powiedział, nie podnosząc głowy znad telefonu. Wstali jednocześnie. Przy wyjściu on przystawił telefon do kasy, zapewne płacąc w ten sposób i wyszli, tak jak weszli, wystukując na telefonach.

Jak oni się komunikują?… Ależ to oczywiste – odpowiedziałem sam sobie po chwili. – Po prostu tekstują do siebie.

Coś mi jednak nie dawało spokoju i po chwili, w sposób niejako naturalny nasunęło mi się następne pytanie: – A jak oni załatwiają te sprawy małżeńskie? – wykrzyknąłem niemal głośno i zatrzymałem się zdesperowany. Nawet Google nie będzie tego wiedział.

– Jak to, tego nie wiesz? – usłyszałem zdziwiony głos chochlika, który mieszka za moim uchem i od czasu do czasu podpowiada mi w trudnych sytuacjach.

– Nie wiem? – w głosie moim brzmiała rozpacz.

– Przez telefon, głupcze. Przez telefon – powtórzył.

I wtedy właśnie doznałem olśnienia: – Toż to jest ten tajemniczy sposób na bezproblemowe małżeństwo.

Muszą Państwo przyznać, że genialny.

 

Stanisław Kwiatkowski